Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bezradność, czyli banicja po goleniowsku. List do redakcji ze specjalną dedykacją dla radnego Łukasza Mituły

Paweł Palica
Paweł Palica
"Dotarło do mnie, że człowiek, który powinien słuchać głosu mieszkańców, pozbawił mnie możliwości komentowania, wyrażania opinii. Poczułam się jakby zakleił mi usta, związał ręce i zaczął zaprzeczać mojemu istnieniu. Gdy opadły nieco emocje, gdy podzieliłam się swoimi doświadczeniami ze znajomymi, nadszedł czas na refleksję", pisze w wysłanym na nasz adres mailowy tekście mieszkanka Goleniowa - Anna Obszyńska. Odnosi się w ten sposób do tego, jak została potraktowana przez radnego Łukasza Mitułę. Przeczytajcie.

Pisanie było dla mnie terapią w najtrudniejszych momentach życia. Kiedy przelewało się ponad korek, często chwytałam za długopis, szukając ulgi. Dziś jest jeden z tych dni, kiedy muszę!

Jeśli miałabym określić stan moich emocji jednym słowem po tym, czego doświadczam ostatnio, byłaby to: bezradność! Dziś jednak jest to bezradność pogłębiona, bezradność do kwadratu, a nawet razy jedenaście.

Polityka to nie jest mój konik. Nie lubię kupczenia, hipokryzji i całego tego bagna, w którym muszą utaplać się ludzie zdecydowani się nią zajmować. Przepraszam, ale tak to postrzegam. Nie potępiam ich również. To, że to nie jest mój świat, nie znaczy, że nie jest doskonałym środowiskiem do życia dla innych. Znajdują tam pewnie coś, co jest im potrzebne do szczęścia. Każdy znajduje je gdzie indziej, i dobrze! Nie mam cech przywódczych, nie mam ambicji, by na świat patrzeć z poziomu świecznika. Ale stojąc tu czy tam, warto starać się być dobrym człowiekiem.

Od dawna zmagam się z dylematem, na ile sprawy lokalnej polityki powinny mnie obchodzić. Zastanawiałam, jak znaczący dla biegu spraw i podejmowanych w gminie decyzji może być mój głos. Poza wypowiadaniem się przy urnie wyborczej, rzadko zabierałam głos w sprawach dotyczących gminy, no może poza tymi dotyczącymi kultury. Często więc milczałam, dając możliwość reprezentowania moich poglądów ludziom, którym ta misja została przeze mnie powierzona. Robiłam swoje, pracując z dziećmi i poprzez sztukę próbowałam czynić z nich dobrych ludzi. Zajmując się czymś takim, łatwo stać się niepoprawną idealistką, co czasem z życzliwością mi wytykano. Ze sformułowaniem „niepoprawna” nie do końca się zgadam, ale niech będzie.

I oto mój idealizm i wiara w ludzi został wystawiony na ciężką próbę. Może w oczach innych to nic takiego, ale ja poczułam się mocno dotknięta sposobem, w jaki zostałam potraktowana przez jednego z radnych.

Sposób, w jaki odbieramy rzeczywistość, jak ją interpretujemy, zależy od wielu czynników. Może to nadmiar bodźców, może obniżona odporność na nonsensy i nielogiczność regulacji pandemicznych, ale obudziła się we mnie potrzeba wyrażenia swojej opinii. W końcu co jak co, ale śmieci w gminie, a konkretnie dziwna walka o ustalenie ceny ich wywozu, dotyczy mnie bezpośrednio. Zwłaszcza, a może przede wszystkim, że spór wokół tej sprawy skutkuje nieuchwaleniem budżetu gminy i wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami. Pełna zatroskania, z życzliwością i bez cienia złośliwości włączyłam się do „dyskusji” pod postem Pana Łukasza Mituły, zachęcającego do wyrażania swojego zdania w sprawie podwyżki za śmieci. Zapytałam grzecznie i poprosiłam o wyprowadzenie mnie z błędu, jeśli się mylę, czy zaistniała sytuacja ma sens, skoro i tak gmina dopłaca do obsługi tego zadania. Wywożenie śmieci kosztuje ile kosztuje. Różnica pokrywana jest z budżetu gminy (czytaj: naszych wspólnych pieniędzy). Nie uważam, że jest to sprawiedliwe, bo pieniądze z budżetu dzielone są równo, co ze sprawiedliwością zazwyczaj wiele wspólnego nie ma. Wolałabym, aby każdy płacił za siebie. W komentarzu do mojego pytania otrzymałam informację od innego dyskutanta, że kosztuje to gminę/nas około siedmiu milionów rocznie. No cóż, niemało! Przed oczami stanęła mi lista, a właściwie „list otwarty” radnych opozycyjnych, w którym wskazują oni całą litanię potrzeb. Za siedem milionów dałoby się co nieco z niej zrealizować. Rano, w nadziei, że otrzymałam odpowiedź od autora postu zajrzałam na FB. Na jego profilu pojawił się nowy wpis informujący o złożeniu skargi na działania Przewodniczącej Rady Miejskiej. Zdziwiłam się nieco, że pod postem, nie ma możliwości polubienia ani skomentowania… jest tylko „udostępnij”, ale nie skorzystałam. Kolejna niespodzianka spotkała mnie gdy szukając swojego wczorajszego wpisu nie znalazłam ani jego, ani wielu innych komentatorów, którzy w wieczornej dyskusji wzięli udział. I wtedy wszystko stało się jasne! Dostałam bana! Pierwszego w życiu!

Potem nie było już śmiesznie, bo dotarło do mnie, że człowiek, który powinien słuchać głosu mieszkańców, pozbawił mnie możliwości komentowania, wyrażania opinii. Poczułam się jakby zakleił mi usta, związał ręce i zaczął zaprzeczać mojemu istnieniu. Gdy opadły nieco emocje, gdy podzieliłam się swoimi doświadczeniami ze znajomymi nadszedł czas na refleksję.

Czy polityka nawet ta malutka, lokalna potrafi zmienić ludzi w butnych i przeświadczonych o swojej nieomylności? Ile trzeba czasu, by ideały głoszone z plakatów wyborczych przegrały z pychą, zależnościami personalnymi i poczuciem władzy po wyborach? Do jakiego stopnia misja, jakiej się podjęli startując i zwyciężając w wyborach, zobowiązuje?

Dużo mówi się ostatnio o wpływie portali społecznościowych na kształtowanie, a raczej wypaczanie postaw, polaryzacji społecznej, zatraconej umiejętności rozmowy z oponentami oraz czerpania przyjemności i nauki z rozmów z nimi. Cytując ulubione motto profesora Jerzego Vetulaniego - „Głupi uczy się od mądrych, a mądry od wszystkich” - nie sposób się z nim nie zgodzić. Jest w tym wiele prawdy, tyle że od tej prawdy jesteśmy z dnia na dzień coraz dalej.

Myśląc o tym, co się dzieje i jak bardzo dotyka nas problem braku tolerancji dla poglądów innych, prześledziłam dziś wpisy na kontach fejsbukowych lokalnych aktywistów i samorządowców. Mnóstwo tam brzydkiej polityki, napastliwych treści i samonakręcającej się agresji. Z trudem doszukać się można prawdziwej troski o dobro wspólne, takiej nieprzyrośniętej do rozdętego ego.

Zostanę pewnie z tym tematem na jakiś czas. Porozmawiam z przyjaciółmi i współpracownikami. Może uda się coś zaradzić. Decyzją, jaką dziś na gorąco podjęłam, jest to, by zaraz po powrocie dzieciaków do pracowni zainicjować dyskusję na jakiś sporny temat dając pretekst do rozmowy o odmiennościach. Pokazać im ile wartości płynie z wymiany poglądów, uwrażliwić na prawo do wyrażenia swoich opinii przez dyskutantów. Zrozumieją to doskonale i pewnie jak zwykle zaskoczą mnie swoim chciałoby się powiedzieć „dorosłym”, ale niestety dziecięcym podejściem. Mądrością, której świat z nich jeszcze nie zdołał wyplenić.

Nie wiem, gdzie życie nas zagoni, kogo uczyni z nas trudna rzeczywistość, czy wszyscy się temu poddamy… Jeśli nie ulegniemy, jeśli komuś się uda zachować w sobie przyzwoitość, wartości i „niepoprawny optymizm” czy nie stanie się dla reszty tym INNYM, którego należy zbanować…

Ze specjalną dedykacją dla Pana Łukasza Mituły oraz wszystkich radnych opozycyjnych i opozycyjnych względem opozycyjnych.

Anna Obszyńska

Goleniów z innej perspektywy. Miejsca, chwile, impresje uchw...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na goleniow.naszemiasto.pl Nasze Miasto