Paweł Palica: Art grupa Mimo Wszystko - co to, kto to i po co to?
Lesja Szulc: - Zawsze marzyłam o tym, żeby pracować z dorosłymi ludźmi, ludźmi w moim wieku i starszymi. Bo zazwyczaj "inwestujemy" albo w dzieci, albo w młodzież, albo na starsze lata zapisujemy się do Uniwersytetu Trzeciego Wieku, a ludzie aktywni zawodowo nie mają dla siebie czasu. Ewentualnie mają czas na sport, natomiast znacznie gorzej jest z działaniami artystycznymi. Moim zdaniem to kwestia głównie lęku...
To chyba dość naturalne? Nie każdy ma odwagę wystąpić na scenie.
- Zgadza się. Gdy chcemy odreagować, czy jak to się mówi "odmóżdżyć", to idziemy na siłkę, ze sztuką, a mam tu na myśli nie tylko śpiew i muzykę, ale też taniec, malarstwo czy rzeźbiarstwo, jest inaczej i trudniej. Myślę zresztą, że osoby związane z Mimo Wszystko przychodzą na spotkania nie tylko po to, żeby pośpiewać, ja im daję łopatkę, którą grzebią w swoich wnętrzach. I dogrzebują się do różnych ciekawych rzeczy, niekoniecznie skarbów. Po to jest sztuka, żeby wywoływać emocje, także w samym artyście, a dla ludzi bywa to czymś bardzo obcym.
Szczególnie, gdy się poruszy te gorsze, złe emocje?
- O, tak! Tego boimy się bardzo. Natomiast prowadzone przeze mnie w Polsce i nie tylko warsztaty "Moje ciało, mój głos, moje emocje" pokazują, że ludzie w trakcie takich spotkań potrafią przeżywać mega mocne rzeczy. I chodzi w nich nie o sam śpiew, ale o to, żeby samego siebie przełamać, wejść na inny poziom swojego stanu emocjonalnego.
Czyli mówimy tu o pewnej transgresji?
- Tak. Pamiętam, że kiedy jeszcze mieszkałam na Ukrainie i często z zespołem jeździłam do Francji, to dziwiłam się, że tam ludzie powiedzmy 40+ chodzą do szkoły muzycznej czy plastycznej, mają na to czas i tego się nie boją. A dla nich było to naturalne. Super więc, że i my zaczynamy się na takie rzeczy otwierać.
I tak to w Mimo Wszystko działa?
- Na początku zajęcia z grupą miały charakter bardziej pracy z głosem, medytacji, ale z czasem co śmielsi stwierdzili, że może czas najwyższy jest na to, by się odważyć wyjść na scenę. Została ostatecznie siódemka i choć nie było to proste, bo czas pandemii też zrobił swoje, to jednak poszliśmy w tym kierunku. Przyznam zresztą, że pomysł na nazwę grupy przyszedł mi do głowy wtedy, gdy brakowało mi chyba jednego kroku do wpadnięcia w depresję. A ponieważ znam już tę koleżankę i za wszelką cenę jej unikam, to kiedy oni mi powiedzieli: "Lesja, zrób z nami coś, bo zwariujemy", to tym samym wyciągnęli do mnie rękę i mi pomogli. Więc mimo wszystko poczułam się potrzebna i choć Dom Kultury był zamknięty, to spotykaliśmy się w mieszkaniach i działaliśmy. Mimo wszystko spełnialiśmy marzenia, mimo wszystko byliśmy odważni i mimo wszystko chcemy robić to, co kochamy. Mówię to w imieniu całej grupy.
Pierwszy występ Mimo Wszystko zaplanowany jest na 19 czerwca. Jak on będzie wyglądał?
- Kiedy zastanawiałam się, jak to nazwać, to wymyśliłam, że będzie to koncert piosenki nieaktorskiej. To będzie spotkanie muzyki z poezją, ale niech to nikogo nie odstraszy, bo przede wszystkim będą to emocje otulone w muzykę, piosenki znane polskiej publiczności, choć oczywiście nieco w nich zamieszałam. Mamy gitarzystę, perkusistkę grającą na wibrafonie i cajonie, a w repertuarze będą utwory, które pasują do poszczególnych wykonawców, które oni czuli. Zszyliśmy to wszystko nicią dobrej poezji i wydaje mi się, że stworzy to całość, którą może nie śmiem nazwać spektaklem, ale wszystko to będzie niosło z sobą myśl, radość z bycia tu i teraz oraz konstatację, że drugiego życia prawdopodobnie nie dostaniemy.
Przygotowania do koncertu długo trwały?
- Zaczęliśmy się spotykać w październiku 2019 roku, niestety później zamroził nas covid. Trudno więc było o regularną pracę. Początek był pozornie prosty, bo wybraliśmy sobie piosenki, zaczęliśmy je śpiewać, a potem jednak okazało się, że nie wszystko jest tak oczywiste i łatwe, że piosenka ma tekst i treść, ktoś z tym tekstem się utożsamia, a potem pojechaliśmy na warsztaty, zamknęliśmy się jako grupa i tam rzeczywiście dużo zadziało się emocjonalnie. Teraz nie są to już dla nas piosenki przy gitarce i ognisku, a coś zdecydowanie więcej. Mam nadzieję, że publiczność to poczuje i doceni.
A dalszy ciąg będzie?
- Jeśli koncert się uda i zostanie dobrze odebrany, to oczywiście ma ten projekt rację bytu. Uważam zresztą, że ludzie, szczególnie z mniejszych miejscowości, są strasznie spragnieni takich wydarzeń, a ja jestem otwarta na to, żeby do nich wychodzić i dzielić się radością. To jest dzisiaj rola artystów, żeby iść ze sztuką do drugiego człowieka.
Koncert w parku to rozumiem także sposób na owo wyjście?
- Bardzo chciałam, żeby tak to wyglądało. Ludzie na tyle długo byli zamknięci, że nie chcę ich znów zamykać nawet w sali koncertowej. Niech to się wszystko połączy: natura, wolność, wiatr, deszcz, komary, cokolwiek będzie się tego wieczora działo. I niech to wszystko zagra, włącznie z publicznością, która przecież też będzie ważnym elementem tej całości.
Bądź na bieżąco i obserwuj:
Instahistorie z VIKI GABOR
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?