Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Simiński o udziale w Szansie na Sukces. "Naprawdę przygoda życia"

Paweł Palica
Paweł Palica
Marcin Simiński na scenie "Szansy na Sukces" z Izabelą Trojanowską, Urszulą i Felicjanem Andrzejczakiem
Marcin Simiński na scenie "Szansy na Sukces" z Izabelą Trojanowską, Urszulą i Felicjanem Andrzejczakiem Fot. Natasza Młudzik
Mieszkający w Nowogardzie, a pracujący w Goleniowie Marcin Simiński pod koniec ubiegłego roku wystąpił, zresztą ze znakomitym skutkiem, w finale telewizyjnego programu "Szansa na Sukces - Opole 2021". A nam opowiedział o niezwykłych przeżyciach z tym wydarzeniem związanych.

Goleniów Nasze Miasto: Jakie wrażenia wyniosłeś z udziału w programie "Szansa na sukces - Opole 2021"?
Marcin Simiński: - Jestem bardzo zadowolony. Przede wszystkim z ciężkiej pracy, jaką włożyłem w to, by móc wystąpić na scenie z trzema gwiazdami, czyli Izabelą Trojanowską, Urszulą i Felicjanem Andrzejczakiem. Sam siebie nie będę oczywiście oceniał, ale usłyszałem później, że wykonałem wszystkie postawione przede mną zadania, więc to mnie bardzo cieszy. Choć nie ukrywam, że dzisiaj zaśpiewałbym pewnie nieco inaczej, jestem z natury bardzo krytyczny w stosunku do siebie.

Wiedziałeś, co zaśpiewasz w trakcie programu? Na scenie pojawiłeś się przecież dwa razy...
- Nie mogę za wiele na ten temat mówić, obowiązuje mnie umowa z producentami programu. On sam odbywa się na żywo. Oczywiście pewien scenariusz jest przygotowany, ale sam konkurs pozostaje konkursem, ma określne reguły. Mogę dodać jedynie tyle, że bardzo zadbano o to, by wszystko przebiegło sprawnie. To tyle, co mogę powiedzieć.

Nie wiedziałeś na pewno, że dostaniesz się do finałowej trójki. Co zresztą było widać, bo po ogłoszeniu wyników pierwszej "rundy" wyglądałeś, jakbyś zaraz miał zawału dostać.
- To prawda (śmiech). Byłem przez chwilę oszołomiony. Zresztą jadąc do Warszawy wychodziłem z założenia, że moim podstawowym zadaniem jest to, żeby dobrze wykonać zaśpiewany z całą resztą uczestników utwór, który otwierał program i równie dobrze zaprezentować się ze wspomnianą wcześniej trójką artystów. Felicjan Andrzejczak to zresztą mój idol, więc - może zabrzmi to trochę górnolotnie - nie chciałem go zawieść. Cel więc był taki, żebym sam zgadzał się z tym, co zrobiłem. A potem po prostu siadłem sobie na tych pufach, słuchałem pozostałych osób, z którymi zresztą się zaprzyjaźniłem, i z przyjemnością się temu wszystkiemu przyglądałem. I naprawdę nie spodziewałem się, że moje nazwisko zostanie wywołane do udziału w ścisłej trójce. Zaskoczenie totalne, pomyślałem wtedy, że ktoś powinien powtórzyć komunikat, bo nie bardzo to do mnie docierało. Super uczucie, choć jakiejś wielkiej rywalizacji między nami nie było.

Wiesz, ile głosów dostałeś?
- Nie. Ani o to nie pytałem, ani nikt nas o tym nie informował.

A jak na to wszystko zareagowali Twoi znajomi z Nowogardu, czy w ogóle mieszkańcy tego miasta i okolic?
- Oczywiście była fala, masa, wręcz lawina gratulacji. Ale tym, co ucieszyło mnie najbardziej, były podziękowania od ludzi, których nie znam, a mówili mi, że dzięki temu występowi Nowogard na chwilę się zjednoczył, przeżył duże emocje. Widać było, że ludziom tego brakuje. I to jest dla artysty coś pięknego, że ktoś się dzięki niemu wzruszył, ucieszył. Wiem, że poruszenie i mobilizacja były w Nowogardzie ogromne, więc korzystając z okazji chcę za to wszystkim podziękować. To bardzo miłe, że miasto było ze mną. Zresztą teraz, już po programie wiem, że kibicowało mi wielu znajomych i nieznajomych z wielu innych miejscowości, nie tylko w naszym regionie. To bardzo budujące. A przy okazji bardzo dziękuję za wsparcie mojej rodzinie.

Ty w ogóle masz poczucie, że przegrałeś z Łukaszem Brodowskim ze Stargardu umiejętnościami wokalnymi, czy to raczej Nowogard przegrał ze Stargardem w głosowaniu, bo jest po prostu znacznie mniejszym miastem?
- Niezręcznie jest mi to oceniać. Ja się przecież zgodziłem na pewną formułę programu, to jest głosowanie sms- owe. I o ile jako dziennikarz rzeczywiście dokonywałem tego typu kalkulacji, to niczego z góry nie zakładałem, a i podchodziłem do mojego udziału w programie w ten sposób, żeby nie być później rozczarowanym. Publiczność zdecydowała, ja to szanuję i gratuluję zwycięzcy. I tutaj trzeba postawić kropkę.

Tak czy owak chyba była to artystyczna przygoda życia?
- Oj tak, nie zapomnę tego do końca życia. Dużą sprawą było samo wzięcie udziału w takiej produkcji, możliwość zobaczenia jak to wygląda od kuchni. I wysiłek fizyczny, bo nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo się tam zmęczę (śmiech). Czułem się tam, jakbym z pięć razy obszedł dookoła Jezioro Nowogardzkie. Naprawdę przygoda życia, gdyby ktoś się jeszcze zastanawiał czy warto spróbować swoich sił w tego typu programach, to zdecydowanie to polecam. Nie czekajcie, róbcie to. Chodzi także o poznanie siebie, sprawdzenie, jak się człowiek zachowa przed kamerą, z taką presją. Są to doświadczenia, które później można wykorzystać w różnych miejscach.

A jak Ty masz zamiar wykorzystać zdobyte w "Szansie na Sukces" doświadczenia?
- Okazuje się, że nawet osoby zawodowo związane ze sceną muzyczną mówią mi teraz, że zabawa się skończyła i muszę nagrać własny materiał. Ja co prawda chciałbym, żeby zabawa wciąż trwała, ale rzeczywiście przymierzam się do nagrania singla, bo album to na razie chyba za dużo powiedziane. Ambitny plan jest taki, żeby można go było posłuchać na wiosnę. Chcę się zresztą zgłosić wówczas na koncert debiutów w Opolu. Mam nadzieję, że to mi się uda, jak nie w tym roku, to w następnym. Na pewno będzie się sporo działo.

Powodzenia!

Znani w Polsce i nie tylko. Ludzie związani z Goleniowem [GALERIA]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na goleniow.naszemiasto.pl Nasze Miasto